Przyjaciele Szkół św. Wojciecha w Gdańsku.
9/24/2019
6/29/2019
Krąg zainteresowań Szkolnego Koła Artystyczno-Teatralnego.
Johann Sebastian Bach
– kompozytor epoki baroku, jeden z najwybitniejszych artystów w dziejach muzyki.
Święty Ludwik IX, król francuski.
"Synu miły, wolałabym cię raczej widzieć na marach śmiertelnych, aniżelibyś kiedykolwiek grzechem śmiertelnym Stworzyciela swego miał obrazić" - mawiała do świętego Ludwika IX matka, królowa Blanka Kastylijska.
Natomiast do swego syna tak święty Ludwik IX mawiał: "Kochany synu, na pierwszem miejscu polecam ci jako najważniejszy obowiązek, żebyś całem, sercem miłował Boga i raczej poniósł śmierć i najokropniejsze udręczenia życia aniżelibyś popełnił kiedy grzech śmiertelny. Jeśli Bóg ześle na ciebie smutek lub chorobę, dziękuj Mu za to; pomnij, że czyni to dla twego dobra; żeś może zasłużył sobie na daleko większą karę przez niedostateczną służbę swą ziemską, przez brak posłuszeństwa wobec woli Stwórcy. Jeśli zaś dobrze ci się powodzić będzie, to i zato Bogu dziękuj; strzeż się pilnie pychy i zarozumiałości; niegodna to bowiem rzecz niewdzięcznością odpłacać dobroczyńcy. Przystępuj często do spowiedzi. Za przewodników duszy obieraj sobie ludzi pobożnych i światłych, którzy nie będą się wahali wytykać ci błędów. Słuchaj nabożnie Mszy św., módl się sercem i ustami, mianowicie w chwili Podniesienia. Bądź łagodnego i miłosiernego serca dla ubogich, wspieraj ich czynem i radą. Unikaj towarzystwa bezbożnych, oddalaj od siebie tych, co rozmowy toczą grzeszne lub oczerniają bliźnich swych. Gdy wstąpisz na tron królewski, bądź przedewszystkiem sprawiedliwy. Jeśli bogaty swarzyć się będzie z ubogim, broń raczej biednego; gdy sprawa będzie jasna, przyznaj słuszność temu, któremu się należy. Jeśli posiadłeś coś niesprawiedliwie lub niesłusznie odziedziczyłeś, oddaj natychmiast bez względu na to, czy tego wiele lub mało. Miej zamiłowanie do modlitwy; dziękuj Bogu często za dobrodziejstwa doznane, byś zasłużył sobie na dalsze łaski. Nie zapominaj nigdy, ile Pan Jezus uczynił dla naszego odkupienia; dlatego staraj Mu się przypodobać."
O szczęściu - Św. Maksymilian Maria Kolbe.
"Wszyscy szczęścia pragną i za nim gonią, ale niewielu je znajduje, bo nie szukają tam, gdzie ono jest.
Wyjdźmy na
ulicę. Szerokim chodnikiem gorączkowo spieszą ludzie różnego wieku i
stanu, a każdy dąży do jakiegoś celu, który ma być cząstką jego
szczęścia. Środkiem przesuwają się powozy i samochody, a ci, co w nich
siedzą, marzą o – szczęściu. W wystawowych oknach najrozmaitsze towary
ofiarowują się przechodniom, by właścicielom swym i kupcom przybliżyć –
szczęście. Gdzie spojrzysz, wszędzie zobaczysz spragnionych – szczęścia.
Lecz czyż ci wszyscy są pewni, że u kresu swych zabiegów obejmą skarb
tak pożądany?
Jeden z nich
wytknął sobie za cel nagromadzenie dóbr materialnych, pieniędzy.
Jeszcze do kresu swych życzeń nie doszedł – więc goni dalej. Czy jednak
dojdzie?... Czym więcej dóbr gromadzi, tym bardziej się do nich zapala,
tym więcej pragnie. I choćby cały świat posiadł, jeszcze zazdrośnie na
księżyc spoglądnie. Pragnie więcej i więcej, coraz szybciej nabywać i
coraz trwalej dzierżyć. Ileż pracy, zabiegów, poświęcenia, zdrowia
kosztowało go to, co posiadł i ileż jeszcze trudów go czeka! A jeżeli
choroba nawiedzi, fortuna nie dopisze, złodziej okradnie? Wreszcie –
przecie w końcu przyjdzie i śmierć. A wtedy?... Trzeba będzie opuścić
wszystko i iść samemu do wieczności... Sama myśl o tym zatruwa mu chwile
krótkiego zadowolenia z odniesionych korzyści. Nie posiadł więc
szczęścia!
Idźmy dalej.
Przy drzwiach plakat: "Zabawa taneczna" i wielu się tam ciśnie. Używają
świata, póki służą lata! Czyż ci są szczęśliwi? Czyż nie zapragną
większego, pełniejszego i słodszego kielicha rozkoszy? Szukają coraz to
nowszych przyjemności, a w końcu wpadają w przesyt, odczuwają – granicę.
A przecież pragnęliby szczęścia bez granic i bez końca...
Więc i ci go nie znajdą.
A może sława
zadowoli człowieka? Spojrzyjmy na rzesze ludzi poważanych, zajmujących
wysokie stanowiska, cieszących się szerokim rozgłosem. Czy może ci
posiadają talizman szczęścia? Zapytajmy, czy nie życzyliby sobie, aby
sława ich szersze zatoczyła koła, aby na innych zajaśniała polach? Bez
wątpienia każdy z nich chętnie by to przyjął i może nieraz przemyśliwa,
jakby jeszcze więcej zabłysnąć. Tymczasem może inni go zaćmiewają, tylu
nie docenia jego zasług, iluż mniej godnych postawiono wyżej niego;
wreszcie – i sława, to kryształ bardzo kruchy: wielu niedawno jeszcze
sławionych znajduje się teraz w cieniu zapomnienia. A w końcu i jego
odwiedzi – śmierć... A po niej?... Cóż pomogą pochwały ludzkie i
pomniki, jeżeli wieczność będzie nieszczęśliwa?...
I w tym więc szczęścia nie ma.
Lecz bogactwo, rozkosze życia i sława są raczej udziałem wyjątków, gdy tymczasem szczęścia pragnie każdy...
* * *
Za wielkie
jest serce człowieka, by je można było zapełnić pieniądzem, zmysłowością
lub zwodniczym, choć odurzającym, dymem sławy. Ono pragnie dobra
wyższego, bez granic i wiecznie trwającego. A takim dobrem to tylko –
Bóg."
Ojciec Maksymilian Maria Kolbe.
Święty Stanisławie Kostko, módl się za nami.
W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu,
na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru
taki, że widz, niechcący wstrzymuje sie u progu
myśląc, że święty we śnie zwrócił twarz od muru
i rannych dzwonów echa w powietrzu dochodzi.
Nad łożem tym i grobem świeci wizerunek
Królowej nieba, która z świętych chórem schodzi
i tron opuszcza, nędzy spiesząc na ratunek.
Palm, kwiatów wiele aniołowie niosą,
skrzydłami z ram lub nogą występują bosą.
Gdzie zaś od dołu obraz kończy się ku stronie,
w którą Stanisław Kostka blade zwracał skronie,
jeszcze na ram złoceniu róża jedna świeci:
niby, że po obrazu stoczywszy się płótnie,
upaść ma jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnie.
I nie zleciała dotąd na ziemię - i leci.
Cyprian Kamil Norwid
Krąg zainteresowań Koła Artystyczno-Teatralnego Szkół św. Wojciecha.
Fryderyk Chopin |
Mazurek f-moll Fryderyka Chopina |
Cyprian Kamil Norwid |
Rękopis |
Cyprian Kamil Norwid: Fortepian Szopena
Do Antoniego C.
I
Byłem u ciebie w te dni przedostatnie
Niedocieczonego wątku
Pełne, jak Mit,
Blade – jak świt…
– Gdy życia koniec szepce do początku:
„N i e s t a r g a m C i ę j a – n i e! – Ja… u - w y d a t n i ę ! …”.
II
Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie,
Gdy podobniałeś… co chwila – co chwila –
Do upuszczonej przez Orfeja liry,[3]
W której się rzutu-moc z pieśnią przesila,
I rozmawiają z sobą struny cztéry,
Trącając się,
Po dwie – po dwie –
I szemrząc z cicha:
„Z a c z ą ł ż e o n
U d e r z a ć w t o n ? …
C z y t a k i M i s t r z ! … ż e g r a … c h o ć – o d p y c h a”.
III
Byłem u Ciebie w dni te, Fryderyku!
Którego ręka – dla swojej białości
Alabastrowej… i wzięcia, i szyku,
I chwiejnych dotknięć – jak strusiowe pióro –
Mięszała mi się w oczach z klawiaturą
Z słoniowej kości…
I byłeś jako owa postać – którą
Z marmurów łona,
Niżli je kuto,
Odejma dłuto –
Geniuszu… wiecznego Pigmaliona![4]
IV
A w tém… coś grał – i co? zmówił ton – i co? powié –
Choć inaczej się echa ustroją,
Niż gdy błogosławiłeś ręką Swoją
Wszelkiemu akordowi –
A w tém… coś grał – taka była prostota
Doskonałości Peryklejskiéj[5],
Jakby starożytna która Cnota,
W dom modrzewiowy wiejski
Wchodząc, rzekła do siebie:
„O d r o d z i ł a m s i ę w N i e b i e
I s t a ł y m i s i ę A r f ą[6] – w r o t a,
W s t ę g ą – ś c i e ż k a …
H o s t i ę – p r z e z b l a d e w i d z ę z b o ż e …
E m a n u e l[7] j u ż m i e s z k a
N a T a b o r z e!”
V
I była w tém Polska – od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wzięta tęczą zachwytu –
– Polska – p r z e m i e n i o n y c h k o ł o d z ie j ó w[8] !
Taż sama – zgoła,
Złoto-pszczoła!…
(Poznał-ć-że bym ją – na krańcach bytu!…)
VI
I – oto – pieśń skończyłeś – – i już więcéj
Nie oglądam Cię – – jedno – słyszę:
Coś?… jakby spór dziecięcy –
– A to jeszcze kłócą się klawisze
O nie dośpiewaną chęć:
I trącając się z cicha,
Po ośm – po pięć –
Szemrzą: „p o c z ą ł ż e g r a ć ? c z y n a s o d p y c h a ??…”
VII
O Ty! co jesteś Miłości-profilem,
Któremu na imię D o p e ł n i e n i e;
Te – co w sztuce mianują Stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie…
O! Ty – co się w dziejach zowiesz E r ą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem; D u c h e m i L i t e r ą,
I consummatum est[9]…
O! Ty… D o s ko n a ł e - w y p e ł n i e n i e,
Jakikolwiek jest Twój i gdzie?… znak…
Czy w F i d i a s u[10] ? D a w i d z i e[11] ? c z y w S z o p e n i e?
Czy w E s c h y l e s o w e j scenie[12]?…
Zawsze – zemści się na tobie… BRAK!
– Piętnem globu tego – niedostatek:
D o p e ł n i e n i e?… go boli!…
On – r o z p o c z y n a ć woli
I woli wyrzucać wciąż przed się – zadatek!
– Kłos?… gdy dojrzał – jak złoty kometa –
Ledwo że go wiéw ruszy –
Dészcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta…
VIII
Oto patrz – Fryd[e]ryku!… to – Warszawa:
Pod rozpłomienioną gwiazdą
Taka jaskrawa – –
– Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo –
Owdzie – patrycjalne domy stare
Jak P o s p o l i t a - r z e c z,
Bruki placów głuche i szare
I Zygmuntowy w chmurze miecz.
IX
Patrz!… z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą –
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigając przed pułki:
P o s t o – p o s t o – –
– Gmach – zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów – – i oto – pod ścianę –
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane – –
I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak przez ganków kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają… runął… runął – T w ó j f o r t e p i a n!
X
Ten!… co Polskę głosił – od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wziętą hymnem zachwytu –
Polskę – przemienionych kołodziejów:
Ten sam – runął – na bruki – z granitu!
I oto – jak zacna myśl człowieka –
Potérany jest gniéwami ludzi;
Lub – j a k — o d w i e k a
W i e k ó w – w s z y s t k o, c o –z b u d z i!
I oto – jak ciało Orfeja –
Tysiąc pasji rozdziera go w części;
A każda wyje: „n ie j a!…”
„N i e j a!” – zębami chrzęści –
*
Lecz Ty? – lecz ja? – uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: „C i e s z s i ę p ó ź n y w n u k u!…
J ę k ł y g ł u c h e k a m i e n i e
I d e a ł s i ę g n ą ł b r u k u– –”
Byłem u ciebie w te dni przedostatnie
Niedocieczonego wątku
Pełne, jak Mit,
Blade – jak świt…
– Gdy życia koniec szepce do początku:
„N i e s t a r g a m C i ę j a – n i e! – Ja… u - w y d a t n i ę ! …”.
II
Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie,
Gdy podobniałeś… co chwila – co chwila –
Do upuszczonej przez Orfeja liry,[3]
W której się rzutu-moc z pieśnią przesila,
I rozmawiają z sobą struny cztéry,
Trącając się,
Po dwie – po dwie –
I szemrząc z cicha:
„Z a c z ą ł ż e o n
U d e r z a ć w t o n ? …
C z y t a k i M i s t r z ! … ż e g r a … c h o ć – o d p y c h a”.
III
Byłem u Ciebie w dni te, Fryderyku!
Którego ręka – dla swojej białości
Alabastrowej… i wzięcia, i szyku,
I chwiejnych dotknięć – jak strusiowe pióro –
Mięszała mi się w oczach z klawiaturą
Z słoniowej kości…
I byłeś jako owa postać – którą
Z marmurów łona,
Niżli je kuto,
Odejma dłuto –
Geniuszu… wiecznego Pigmaliona![4]
IV
A w tém… coś grał – i co? zmówił ton – i co? powié –
Choć inaczej się echa ustroją,
Niż gdy błogosławiłeś ręką Swoją
Wszelkiemu akordowi –
A w tém… coś grał – taka była prostota
Doskonałości Peryklejskiéj[5],
Jakby starożytna która Cnota,
W dom modrzewiowy wiejski
Wchodząc, rzekła do siebie:
„O d r o d z i ł a m s i ę w N i e b i e
I s t a ł y m i s i ę A r f ą[6] – w r o t a,
W s t ę g ą – ś c i e ż k a …
H o s t i ę – p r z e z b l a d e w i d z ę z b o ż e …
E m a n u e l[7] j u ż m i e s z k a
N a T a b o r z e!”
V
I była w tém Polska – od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wzięta tęczą zachwytu –
– Polska – p r z e m i e n i o n y c h k o ł o d z ie j ó w[8] !
Taż sama – zgoła,
Złoto-pszczoła!…
(Poznał-ć-że bym ją – na krańcach bytu!…)
VI
I – oto – pieśń skończyłeś – – i już więcéj
Nie oglądam Cię – – jedno – słyszę:
Coś?… jakby spór dziecięcy –
– A to jeszcze kłócą się klawisze
O nie dośpiewaną chęć:
I trącając się z cicha,
Po ośm – po pięć –
Szemrzą: „p o c z ą ł ż e g r a ć ? c z y n a s o d p y c h a ??…”
VII
O Ty! co jesteś Miłości-profilem,
Któremu na imię D o p e ł n i e n i e;
Te – co w sztuce mianują Stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie…
O! Ty – co się w dziejach zowiesz E r ą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem; D u c h e m i L i t e r ą,
I consummatum est[9]…
O! Ty… D o s ko n a ł e - w y p e ł n i e n i e,
Jakikolwiek jest Twój i gdzie?… znak…
Czy w F i d i a s u[10] ? D a w i d z i e[11] ? c z y w S z o p e n i e?
Czy w E s c h y l e s o w e j scenie[12]?…
Zawsze – zemści się na tobie… BRAK!
– Piętnem globu tego – niedostatek:
D o p e ł n i e n i e?… go boli!…
On – r o z p o c z y n a ć woli
I woli wyrzucać wciąż przed się – zadatek!
– Kłos?… gdy dojrzał – jak złoty kometa –
Ledwo że go wiéw ruszy –
Dészcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta…
VIII
Oto patrz – Fryd[e]ryku!… to – Warszawa:
Pod rozpłomienioną gwiazdą
Taka jaskrawa – –
– Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo –
Owdzie – patrycjalne domy stare
Jak P o s p o l i t a - r z e c z,
Bruki placów głuche i szare
I Zygmuntowy w chmurze miecz.
IX
Patrz!… z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą –
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigając przed pułki:
P o s t o – p o s t o – –
– Gmach – zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów – – i oto – pod ścianę –
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane – –
I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak przez ganków kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają… runął… runął – T w ó j f o r t e p i a n!
X
Ten!… co Polskę głosił – od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wziętą hymnem zachwytu –
Polskę – przemienionych kołodziejów:
Ten sam – runął – na bruki – z granitu!
I oto – jak zacna myśl człowieka –
Potérany jest gniéwami ludzi;
Lub – j a k — o d w i e k a
W i e k ó w – w s z y s t k o, c o –z b u d z i!
I oto – jak ciało Orfeja –
Tysiąc pasji rozdziera go w części;
A każda wyje: „n ie j a!…”
„N i e j a!” – zębami chrzęści –
*
Lecz Ty? – lecz ja? – uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: „C i e s z s i ę p ó ź n y w n u k u!…
J ę k ł y g ł u c h e k a m i e n i e
I d e a ł s i ę g n ą ł b r u k u– –”
-
-
-
-
- (z cyklu Vade-mecum, 1865–1866)
- Przypisy:
-
-
-
- La musique est une chose étrange! (fr.) – Muzyka to rzecz dziwna!
- L’art?… c’est l’art — et puis, voilá tout (fr.) – Sztuka!… to sztuka – i to wszystko.
- Orfeja lira – lira mitycznego poety i muzyka Orfeusza, podarowana mu przez Apolla, po śmierci Orfeusza zawieszona na niebie jako gwiazdozbiór.
- Pigmalion – legendarny rzeźbiarz zakochany w Afrodycie, której postać rzeźbił w kości słoniowej. Bogini ożywiła posąg i w ten sposób stworzyła Galateę.
- Doskonałość Peryklejska – czasy Peryklesa (500–429 p.n.e.), złoty okres kultury antycznej
- Arfa – harfa, znany od starożytności instrument strunowy.
- Emanuel – jedno z biblijnych imion Mesjasza.
- Kołodziej – rzemieślnik zajmujący się wyrobem wozów i częsci do wozów
- Consummatum est (łac.) – wykonało się
- Fidias – Fidiasz (ok. 490 &ndash 420 p.n.e.), wybitny grecki rzeźbiarz okresu klasycznego, budowniczy ateńskiego Akropolu.
- Dawid – autor biblijnej Księgi Psalmów
- Eschylesowa scena – tragedie Eschylosa (Ajschylosa), jednego z trójki wielkich tragików greckich
Feliks Koneczny - "Święci w dziejach Narodu Polskiego" - "Przed chrztem Polski".
Nie wszyscy
lubią czytywać książki historyczne, bo powiadają - co ich obchodzi, co
działo się na świecie przedtem, póki ich nie było; i po co przejmować
się kłopotami nieboszczyków z dawnych pokoleń, skoro się ma dosyć
własnych. Ale zainteresowaliby się od razu nieboszczykiem, choćby bardzo
odległym, gdyby pozostał po nim... spadek. Od razu badaliby swoją
"genealogię", tj. jak i z kim spowinowaceni byli jego ojcowie i
dziadkowie, i jaką majętność, który z nich posiadał. Mało to procesów
spadkowych, gdzie przed sądami wywodzi się długie, powikłane genealogie?
Bywają nieraz kłopotliwe, bo nie tylko trzeba sięgnąć wstecz w dawne
pokolenia, ale szukać przodków po rozmaitych powiatach i województwach, a
czasem nawet sięgnąć na drugą półkulę.
Każdy z nas
należy oczywiście do jakiegoś rodu. Niegdyś rody przebywały zawsze w
pobliżu siebie, z pokrewnych rodów tworzyło się plemię, a z plemion
pokrewnych powstawał lud. Np. lud podhalański, laski, Krakowiacy,
Kaszubi, Górale, Ślązacy, Kujawiacy i inne polskie ludy. Wszystko to
powstało z pokrewieństwa, które po pewnym czasie staje się tak
powikłane, że już nikt się w nim nie rozezna; nie sposób wykreślić
genealogii, ale trwa tradycja o pochodzeniu od wspólnego przodka.
Z ludów
polskich powstał z czasem historyczny naród polski, na zachód od nas
czeski, a na wschód ruski. Przeświadczenie o wspólnym pochodzeniu było
tak głębokie i mocne, iż w wiekach ubiegłych wymyślono nawet taką
świecką legendę, że pochodzimy od trzech braci: Lecha (zwano Polaków
Lechitami), Czecha i Rusa. Można by cofnąć się jeszcze dalej, bo każdemu
dziecku wiadomo, że wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy - i jest to
zupełna prawda - ale niech kto spróbuje wysnuć całą swą genealogię od
tych pierwszych rodziców! Otóż po tych wszystkich przodkach dźwiga się
spadek i chcąc nie chcąc trzeba go przyjąć, w całości wraz z pożytkami i
długami, ze wszystkim złem i dobrem, które nam poprzednicy zostawili.
Po przodkach
jeden człowiek jest biały, a drugi czarny; jeden urodzi się poganinem, a
drugi bez trudu, bez kłopotu od samego urodzenia otrzyma skarb
prawdziwej wiary. A czy Polak może zamienić się w Chińczyka, gdyby mu
się tak zachciało, lub Chińczyk w Polaka? Tę sprawę rozstrzygnęli
przodkowie! A stan majątkowy, zwyczaje, obyczaje, upodobania, nawet
stopień wykształcenia, czyż nie zależą w znacznej części od tego, czym
byli i jacy byli nasi rodzice?
Naukę o
wszelkim spadku po przodkach zwiemy Historią. Ona nas poucza, co które
pokolenie robiło lub nie robiło i w jakim stanie przekazało spadek po
sobie pokoleniu następnemu. Może być historia jednej rodziny, całego
narodu, wreszcie historia powszechna wszystkich krajów i ludów całej
ziemi. Historia tłumaczy, dlaczego obecnie jesteśmy tacy, a nie inni,
skąd się wzięły dobre i złe strony naszego życia. Historia wyjaśnia
współczesny stan spraw naszych; nie może ich znać dobrze nikt, kto ich
nie pozna historycznie. Złymi też bywają doradcami w życiu publicznym
tacy, którym brak wykształcenia historycznego. Ciężko jest obmyślać
dobrą radę, gdy się nie wie, skąd co wynikło i dlaczego? Praca nad
przyszłością nie może wydać dobrych skutków bez znajomości przeszłości.
Toteż
spodziewamy się, że książka ta przynieść może niemało pożytku umysłowego
i moralnego. Ponieważ zaś najważniejszym dziedzictwem jest spuścizna
religijna, więc najpierw wyjaśnijmy sobie, jakim sposobem i jakimi
drogami zawitała do Polski Ewangelia święta.
Najpierw
dochodziła do tych ludów, które należały do starożytnego państwa
rzymskiego. Nie na próżno mówili sobie chrześcijanie dawnych wieków, iż
sama Opatrzność zezwoliła utworzyć Rzymianom olbrzymie państwo.
Szerzenie ewangelii było ułatwione, skoro można było dotrzeć do tylu
ludów, nie natrafiając na granice państwowe. Pod jednym rządem była
Europa po Dunaj i Ren, Azja Mniejsza i północna Afryka! Potem podzieliło
się to olbrzymie państwo na dwa cesarstwa: właściwe rzymskie zachodnie
ze stolicą w Rzymie i wschodnie ze stolicą w Konstantynopolu, czyli
Bizancjum (po słowiańsku Carogród).
Zachodnie
cesarstwo rzymskie rozleciało się w V w. po Chrystusie i powstał z niego
szereg państw mniejszych w Hiszpanii, we Francji, w Anglii i we
Włoszech. Ale Rzym, "miasto wieczne został stolicą całego
chrześcijaństwa, bo tak postanowił św. Piotr i tam kazał przebywać
następcom, papieżom. Zanim zaś państwo rzymskie upadło, Rzymianie byli
już nawróceni i sami szerzyli chrześcijaństwo po wszystkich krajach
swego panowania.
Rzecz jasna,
że później dopiero mogli dotrzeć misjonarze do takich krajów, które do
państwa rzymskiego nigdy nie należały. Jeszcze z rzymskich czasów
pochodzi chrześcijaństwo nie tylko we Włoszech, ale w Hiszpanii, w
Anglii i w Irlandii (tam od r. 431), Francja zaś przyjęła
chrześcijaństwo w r. 496.
Bizantyńskie
cesarstwo natomiast kurczyło się, a co gorsza chrześcijaństwo traciło
grunt w podległej mu Azji i Afryce. Opanowała te kraje nowa religia:
islam, czyli muzułmaństwo, zwane też mahometanizmem od swego
założyciela. Był nim Mahomet, zamożny kupiec i przewodnik karawan, który
żył w Arabii w pierwszej połowie VII w. po Chrystusie. Obznajomiwszy
się w podróżach handlowych z chrześcijaństwem i żydostwem, zapragnął też
Arabów przywieść do wiary w jednego Boga. Wziął od żydów więcej, niż od
chrześcijan, a między innymi zakazał sporządzać wyobrażenia ludzkich
postaci, malarskie czy rzeźbiarskie. Pozostawił zaś niewolnictwo,
zezwolił na wielożeństwo, a w raju po śmierci obiecywał wszelkie
rozkosze cielesne. Taka religia, sumień nie dręcząc, szerzyła się łatwo.
Nakazał zaś Mahomet szerzyć islam mieczem. Nawracanie było podbijaniem,
a podboje szły bardzo szybko. Około r. 640 odebrali już muzułmanie
Bizantyńczykom całą Arabię, Syrię, Palestynę, Persję i Egipt, a w r. 711
przeprawili się przez wąską Cieśninę Gibraltarską na stronę europejską i
zaczęli podbój Hiszpanii.
Zastanawiać
musi fakt, że Bizantyńczycy nie tylko nie nawrócili ani jednego
muzułmanina, ale sami ulegli wpływom islamu. Oto kazano tam z cerkwi
powyrzucać obrazy i podpalić je! Okres obrazoburstwa obejmował lata
717-842, trwał więc całych 125 lat. A nadszedł i minął z rozkazem
rządowym! Jedni cesarze palili obrazy, a drudzy kazali je na nowo
malować i zawieszać. A dla Cerkwi bizantyńskiej było przykazaniem
wszystko, co kazał cesarz!
Podczas gdy
katolicyzm, wymaga, żeby duchowa władza była niezależna od świeckiej, w
Bizancjum zrobiono cesarza głowa Kościoła! Religia na usługach państwa!
Skądże to? Bo Bizancjum odrywało się od jedności z Rzymem, odszczepiało
się od prawdziwego Kościoła, odrzucało zwierzchność papieską, słowem
popadało w schizmę. Łączyło się z tym przesadne mniemanie o władzy
monarszej, o władzy rządu. Zasadą schizmatyckiego Bizancjum stała się
tak zwana wszechmoc państwa. Znaczy to, że rządowi wszystko wolno, przy
czym nie potrzebuje się krępować żadną moralnością. Nie wolno się było
zastanawiać nad wolą rządu. Dołączył się do tego jeszcze jeden wzgląd:
skoro wszystko ma być tak, jak każe cesarz bizantyński, zatem wszystko w
całym państwie ma być jednakowe. Jednostajność jednak przeciwna jest
naturze ludzkiej, wymuszano ją więc siłą i gwałtem. Wszystko tedy na
wspak, niż nauczał Kościół rzymski, ten Kościół, który dopuszczał i
dopuszcza zawsze rozmaitość nawet obrządków religii, umiejąc zachować
jedność bez jednostajności.
Nastała
między Rzymem a Bizancjum nie tylko schizma, ale całkiem odmienne
poglądy na życie zbiorowe, czyli różnica cywilizacji. Inna wykształciła
się cywilizacja w Bizancjum, a inna w Rzymie. Kościół zachodni zbierał
tymczasem wszystko, co po starożytnych Rzymianach zostało dobrego, co
dało się pogodzić z chrześcijaństwem. Przecież nawet za czasów pogaństwa
obowiązywało u Rzymian jednożeństwo, nietykalność własności prywatnej, a
prawo prywatne miało ogromną powagę; aż do późnych czasów utrzymali też
praworządność, to znaczy, że nawet głowę państwa obowiązywało prawo.
Panował u Rzymian ład i porządek publiczny, bezpieczeństwo i trwałość
stosunków. To wszystko przejmował Kościół i chronił, podobnie jak naukę,
literaturę i sztuki piękne, całe umysłowe dziedzictwo po starożytnym
świecie. Postawiwszy zaś na czele całego życia zbiorowego zasadę
dwoistości władzy, osobnej duchownej, a osobnej świeckiej, wytworzył
Kościół nową cywilizację. Nazywamy ją łacińską, a to od języka, który
przyjęty od starożytnego Rzymu, stał się językiem kościelnym na
zachodzie i językiem powszechnym nowej cywilizacji.
Tej cywilizacji Bizancjum nie tylko nie przyjęło, ale zwalczało ją zawzięcie.
Gdy tedy
cesarze bizantyńscy, pozbawieni panowania w Azji i w Afryce przez islam,
chcieli pozyskać zwierzchnictwo nad całą Europą, papiestwo sprzeciwiło
się temu, a papież Leon III wznowił cesarstwo zachodniorzymskie ażeby
zatamować szerzenie się bizantynizmu. Wszystkie państwa katolickie miały
się połączyć w jeden związek pod świecką władzą cesarza rzymskiego, a
pod duchowym zwierzchnictwem papieża. Wybór papieski padł na osobę
Karola Wielkiego, który był już królem frankońskim i burgundzkim (dwie
wielkie dzielnice Francji) oraz longobardzkim (w północnych Włoszech).
Tego największego monarchę katolickiego ukoronował papież w Rzymie w r.
800 na cesarza.
Niedawno
przedtem zaczęło się chrześcijaństwo w Niemczech zachodnich. Apostołem
był mnich irlandzki, św. Bonifacy, który zginął śmiercią męczeńską w r.
754 z rąk Fryzów (na pograniczu Niemiec i Holandii). Dopiero za Karola
Wielkiego zaczęto nawracać Sasów, główny lud Niemiec wschodnich - ale
robiono to mieczem, w siedmiu krwawych wyprawach w latach 772-804; toteż
długo jeszcze znać było, że są nawróceni ledwie powierzchownie.
Sasi
sąsiadowali dalej na wschód już ze Słowianami, Ale osadnictwo Sasów nie
sięgało nawet rzeki Łaby. Słowianie zamieszkiwali tereny, gdzie dzisiaj
mieści się Lipsk, Berlin i Hanower. Żyły tam ludy, od rzeki Łaby, zwane
Połabianami, Lutycy na zachodniej północy, środkiem Obodryci, na
południu Łużyczanie i Milczanie. Jedynie Łużyczanie przetrwali do
naszych czasów.
Wyginęły całe narody słowiańskie, wytępione mieczem niemieckim pod pozorem nawracania!
Nie powiodły
się bowiem wspaniałe zamiary papieskie, związane z cesarstwem Karola
Wielkiego. Nie szerzyło się wprawdzie panowanie bizantyńskie ku
zachodowi, ale rozprzestrzeniała się cywilizacja bizantyńska, bo
monarchom, królom i książętom bardziej dogadzało bizantyńskie pojmowanie
władzy rządowej, niż rzymskie. Nastała długa walka dwóch cywilizacji.
Ale cesarstwo Karola Wielkiego minęło, zaniknęła nawet sama godność
cesarska.
Ze
wschodniej połaci państwu Karola Wielkiego wytworzyło się królestwo
niemieckie, prące coraz dalej na wschód na ziemie słowiańskie. Na
pogańskich sąsiadów patrzyli tylko jako na materiał do łupów i nie
spieszno im było z wysyłaniem misji. Przyjęły się wokół tronu
niemieckiego bizantyńskie poglądy na stosunki Kościoła z państwem. Nawet
biskupi niemieccy wysługiwali się politycznym celom swych królów.
Popadali nieraz w rozterkę z papiestwem i więcej bywało w ich działaniu
polityki, niż religii. Zobaczymy, jak potem wybitni Niemcy, którzy
słuchali wskazówek Rzymu i trwali przy cywilizacji łacińskiej, nawet
Święci Pańscy narodu niemieckiego, trzymali się Polski.
Wówczas, po
roku 800, nie istniało jeszcze państwo polskie. Słowiańska państwowość
powstała bardziej na zachód, mianowicie państwo Wielkomorawskie. Nazwa
pochodzi stąd, że główny trzon tego państwa mieścił się na Morawach. Z
Moraw państwo to rozszerzyło się daleko na zachód i wschód, z jednej
strony na ludy czeskie, a z drugiej aż nad Wisłę poza Kraków.
Książę
wielkomorawski, Mojmir, przyjął chrzest od misjonarzy niemieckich około
r. 840, ale oparł się, gdy zażądano od niego, ażeby uznał zwierzchnictwo
króla niemieckiego, Ludwika. Ten jednak wyprawił się na Morawy w r. 846
i strącił z tronu Mojmira. I byłby może nastąpił koniec państwa
wielkomorawskiego, gdyby nie spryt Mojmirowskiego synowca Rastyca.
Udawał potulnego wobec Niemców. Król Ludwik myślał, że będzie miał w
nim, jakby swego posłusznego namiestnika, i dlatego sam nadał mu tytuł
księcia wielkomorawskiego. Ale sprytny Rastyc miał swoje plany. Znał
świat lepiej, niż stryj i wiedział, że chrześcijaństwo nie musi być
wiarą "niemiecką", ani łączyć się z niemieckim poddaństwem.
Rastyc miał
wieści z Półwyspu Bałkańskiego. Szczególnym zrządzeniem Opatrzności
właśnie z bizantyńskiego państwa miała nadejść pomoc przeciwko
bizantynizmowi niemieckiemu. Bo nie tylko w Niemczech, ale nawet na
Półwyspie Bałkańskim nie wszyscy byli wrogami cywilizacji łacińskiej.
"Mili ludzie" - Arcybiskup Fulton J. Sheen.
Józef UNIERZYSKI"Jawnogrzesznica", 1920 |
Wprowadzeniem
do tego tematu może być historia egotyka, który poszedł do
lekarza narzekając na ból głowy. Lekarz, zbadawszy go, spytał:
"Czy odczuwa pan przykry ból w okolicach czoła?" "Tak"
- odpowiedział pacjent. "I pulsujący ból w tyle głowy?"
"Tak". "I przeszywający ból tu z boku?" "Tak".
Lekarz wyjaśnił: "Pańska aureola jest zbyt ciasno
nałożona".
Faktem jest, że niemal każdy w dzisiejszych czasach wierzy, że ma aureolę. Jeśli nie bierze się ona z cnoty, pochodzi ona przynajmniej od szamponu. Mark Twain powiedział kiedyś: "Gdy myślę o tym, jak wielu niemiłych ludzi poszło - jak mi powiedziano - do nieba, czuję się zmobilizowany do tego, aby wieść lepsze życie".
Należy dokonać rozróżnienia między "miłymi" ludźmi i "okropnymi" ludźmi.
Mili ludzie myślą, że są dobrzy; okropni ludzie wiedzą, że tacy nie są. Mili ludzie nigdy nie wierzą, że czynią źle lub że łamią jakieś przykazanie albo że są winni pogwałcenia prawa moralnego. Jeśli czynią coś, co rozum nazwałby złym, mają setki sposobów na usprawiedliwianie się. Dobro jest zawsze w nich samych, lecz zło spowodowane jest czymś poza nimi. Niektórzy mówią, że bierze się ono z warunków ekonomicznych: ktoś powie "Urodziłem się w zbyt zamożnej rodzinie", a ktoś inny: "urodziłem się w zbyt ubogiej rodzinie". Psychologia również świetnie się nadaje do usprawiedliwiania swoich win, np: "Mam kompleks Edypa" lub "kompleks Elektry" albo "mam kompleks niższości".
Okropni ludzie, w przeciwieństwie do miłych, zazwyczaj nie są wystarczająco bogaci, aby poddać się psychoanalizie; nigdy nie zostali przedstawieni własnej podświadomości i myślą o sobie, że są po prostu w zwyczajny sposób źli. Mili ludzie oceniają siebie według wad, od których się powstrzymują; okropni ludzie oceniają siebie według cnót, w których upadli. Gdy miła osoba widzi, jak drugi człowiek robi coś, co postrzega ona za złe, krytykuje ona; gdy okropna osoba widzi człowieka, który idzie na śmierć na szafot, powtarza ona za św. Filipem Neri: "Oto ja tam idę, gdyby nie łaska Boża". Gdy miła osoba naprawdę grzeszy, mówi: "Ale ze mnie głupiec". Gdy okropna osoba grzeszy, mówi: "ale ze mnie grzesznik".
Mili ludzie zawsze przestrzegają etyki społecznej ortodoksji lub konwencji. Mniej snu z powiek spędza im fałszowanie zeznania podatkowego niż założenie na bankiet białego krawata zamiast czarnego i bardziej są zgorszeni gramatycznym błędem popełnionym przez kaznodzieję niż jego fałszywą doktryną. Wyrafinowanie i respekt stanowią w ich dobroci szerszy koncept, a społecznym konwenansom nadaje się rangę Boskiego Przykazania; to, co jest powszechnie uznawane lub przyjmowane za zwyczaj, nie jest złe. Żyjąc w społeczeństwie, w którym rozwody są powszechne, mili ludzie mówią: "Ach, każdy tak robi, dlatego rozwód jest czymś dobrym". Mili ludzie myślą, że idą prosto, ponieważ obracają się w najlepszych kręgach; okropni ludzie to ci, których wady są widoczne i którzy z reguły nie dorównują poziomowi społecznej konwencji. Gdy mili ludzie łamią wszystkie Boże przykazania, ich przyjaciele mówią, że: "ona jest tak miła" lub "on jest tak miły"; gdy okropni ludzie łamią któreś z przykazań w bardziej rażący sposób, przypinana jest im etykietka człowieka "podłego i niewyrafinowanego". Mili ludzie kochają czytać skandaliczne historie o złośliwych ludziach, gdyż poprawiają one ich samopoczucie. W rzeczywistości mili ludzie to ci, których grzechy nie wyszły na jaw; ludzie okropni to ci, których grzechy wyszły na jaw.
Faktem jest, że niemal każdy w dzisiejszych czasach wierzy, że ma aureolę. Jeśli nie bierze się ona z cnoty, pochodzi ona przynajmniej od szamponu. Mark Twain powiedział kiedyś: "Gdy myślę o tym, jak wielu niemiłych ludzi poszło - jak mi powiedziano - do nieba, czuję się zmobilizowany do tego, aby wieść lepsze życie".
Należy dokonać rozróżnienia między "miłymi" ludźmi i "okropnymi" ludźmi.
Mili ludzie myślą, że są dobrzy; okropni ludzie wiedzą, że tacy nie są. Mili ludzie nigdy nie wierzą, że czynią źle lub że łamią jakieś przykazanie albo że są winni pogwałcenia prawa moralnego. Jeśli czynią coś, co rozum nazwałby złym, mają setki sposobów na usprawiedliwianie się. Dobro jest zawsze w nich samych, lecz zło spowodowane jest czymś poza nimi. Niektórzy mówią, że bierze się ono z warunków ekonomicznych: ktoś powie "Urodziłem się w zbyt zamożnej rodzinie", a ktoś inny: "urodziłem się w zbyt ubogiej rodzinie". Psychologia również świetnie się nadaje do usprawiedliwiania swoich win, np: "Mam kompleks Edypa" lub "kompleks Elektry" albo "mam kompleks niższości".
Okropni ludzie, w przeciwieństwie do miłych, zazwyczaj nie są wystarczająco bogaci, aby poddać się psychoanalizie; nigdy nie zostali przedstawieni własnej podświadomości i myślą o sobie, że są po prostu w zwyczajny sposób źli. Mili ludzie oceniają siebie według wad, od których się powstrzymują; okropni ludzie oceniają siebie według cnót, w których upadli. Gdy miła osoba widzi, jak drugi człowiek robi coś, co postrzega ona za złe, krytykuje ona; gdy okropna osoba widzi człowieka, który idzie na śmierć na szafot, powtarza ona za św. Filipem Neri: "Oto ja tam idę, gdyby nie łaska Boża". Gdy miła osoba naprawdę grzeszy, mówi: "Ale ze mnie głupiec". Gdy okropna osoba grzeszy, mówi: "ale ze mnie grzesznik".
Mili ludzie zawsze przestrzegają etyki społecznej ortodoksji lub konwencji. Mniej snu z powiek spędza im fałszowanie zeznania podatkowego niż założenie na bankiet białego krawata zamiast czarnego i bardziej są zgorszeni gramatycznym błędem popełnionym przez kaznodzieję niż jego fałszywą doktryną. Wyrafinowanie i respekt stanowią w ich dobroci szerszy koncept, a społecznym konwenansom nadaje się rangę Boskiego Przykazania; to, co jest powszechnie uznawane lub przyjmowane za zwyczaj, nie jest złe. Żyjąc w społeczeństwie, w którym rozwody są powszechne, mili ludzie mówią: "Ach, każdy tak robi, dlatego rozwód jest czymś dobrym". Mili ludzie myślą, że idą prosto, ponieważ obracają się w najlepszych kręgach; okropni ludzie to ci, których wady są widoczne i którzy z reguły nie dorównują poziomowi społecznej konwencji. Gdy mili ludzie łamią wszystkie Boże przykazania, ich przyjaciele mówią, że: "ona jest tak miła" lub "on jest tak miły"; gdy okropni ludzie łamią któreś z przykazań w bardziej rażący sposób, przypinana jest im etykietka człowieka "podłego i niewyrafinowanego". Mili ludzie kochają czytać skandaliczne historie o złośliwych ludziach, gdyż poprawiają one ich samopoczucie. W rzeczywistości mili ludzie to ci, których grzechy nie wyszły na jaw; ludzie okropni to ci, których grzechy wyszły na jaw.
W
społeczeństwie nie ma miejsca dla tych, którzy są zbyt dobrzy lub
dla tych, którzy są zbyt źli. Przetrwać mogą tylko ludzie
przeciętni. To dlatego na Golgocie nasz Pan został ukrzyżowany z
dwoma łotrami. Tamci byli zbyt źli dla konwencjonalnej moralności;
nasz Pan był zbyt dobry. W czasie Swojego życia, nasz Pan często
był kojarzony z tymi "okropnymi ludźmi". Opowiada On
historię o synu marnotrawnym, który przedkładany był nad swego
cnotliwego brata. Pochwala On syna, który zbuntował się i
odpokutował a nie tego, który deklarował lojalność, a potem
upadł. Cieszy się On zagubioną owcą, która się odnalazła i
utraconą monetą, która została odzyskana, ponieważ Ewangelia,
którą głosił, nie była potępieniem oczywistej niegodziwości,
lecz raczej potępieniem rzucającej się w oczy dobroci.
Jedno z pięknych zdarzeń w Jego życiu dotyczyło miłych ludzi i okropnych ludzi. Zdarzyło się to po tym, jak nasz Zbawiciel spędził noc na modlitwie w Ogrodzie Oliwnym i przyszedł wczesnym rankiem do Świątyni z okazji wielkiego Święta Namiotów. Jest wielce prawdopodobne, że gdy w mieście gromadziły się dziesiątki tysięcy ludzi, w radości świętowania mógł zdarzyć się jeden lub drugi przypadek nadużycia lub rażącego pogwałcenia moralności.
W każdym razie, bardzo mili ludzie, skrybowie i Faryzeusze, znaleźli kobietę, którą przyłapali na akcie cudzołóstwa. Interesujące było, że przyłapali ją na tym akcie i nie byli tak bardzo poruszeni okropieństwem tego grzechu, jak chęcią złapania jej i schwytania naszego Pana w pułapkę własnych słów. Wyciągając ją z jej schronienia, przyprowadzili ją w święte otoczenie Świątyni, poddając tę obdartą, potarganą, przerażoną kobietę zimnej i lubieżnej ciekawości swoich złośliwych towarzyszy.
Oskarżenie przeciw tej kobiecie było sformułowane w taki sposób, aby raczej oskarżyć Jego, a nie ją, i aby stworzyć wrażenie, że pogwałcił On albo prawo Mojżesza, albo prawo Rzymian, którzy podbili ten kraj. Zaczęli mówić: "Prawo Mojżeszowe nakazuje, aby ukamienować tę kobietę. Co Ty na to?". Było to prawdą, że Prawo Mojżeszowe faktycznie nakazywało kamienowanie takich kobiet, gdyż tego rodzaju sugestie znaleźć można w Księdze Powtórzonego Prawa i w Księdze Kapłańskiej. Lecz prawo to było podówczas już tylko martwą literą. W praktyce mówili do naszego Pana: "Mówisz, że pochodzisz od Boga, że jesteś Synem Bożym. Prawo Mojżesza pochodzi od Boga. Jeśli pochodzisz od Boga i prawo Mojżesza pochodzi od Boga, wówczas nakaż, aby ta kobieta została ukamienowana. Skaż ją na śmierć".
Lecz była to tylko część ich sztuczki. Od kilku dziesięcioleci, od kiedy Rzymianie objęli panowanie w ich kraju, tylko rzymskie władze mogły posłać kogoś na śmierć. Gdyby zatem skazał tę kobietę na śmierć zachowując posłuszeństwo prawu Mojżesza, donieśliby na Niego do Poncjusza Piłata, który w zamian oskarżyłby go o pogwałcenie prawa Cezara.
W każdym razie myśleli, że go złapali w pułapkę. Gdyby ukamienował tę kobietę, byłby winien zdrady przeciw Cezarowi; gdyby wypuścił tę kobietę, byłby winien herezji przeciw Mojżeszowi. Był to rodzaj dylematu między sprawiedliwością i miłosierdziem. Gdyby potępił tę kobietę, nie byłby miłosierny, a On twierdził, że jest miłosierny. Gdyby ją wypuścił, nie byłby sprawiedliwy, a On utrzymywał, że jest sprawiedliwy.
W odpowiedzi na ten dylemat nasz Zbawiciel pochylił się do przodu i zaczął przesuwać Swym palcem po kurzu, który leżał na podłodze Świątyni. Jest to jedyny zarejestrowany przypadek w Jego życiu, w którym coś pisał. Co pisał? Nie wiemy, lecz wiemy, że dwa razy pochylił się do przodu i dwa razy pisał coś w kurzu. Możemy zgadywać, że za pierwszym razem zapisał w kurzu grzechy tej kobiety, a delikatny wiatr nagle się zerwał, aby zdmuchnąć to, co zostało napisane.
Gdy On pisał, oni nastawali ze swymi pytaniami: "Co powiesz o prawie Mojżeszowym?". On spojrzał na nich i dał im Swoją odpowiedź: "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem". Nie odwoływał on prawa Mojżeszowego. Domagał się powołania nowego składu sędziowskiego; pytał, czy kobieta ta mogła zostać należycie osądzona przez tych, którzy popełnili grzechy przeciwne jej grzechom. Było w niej zbyt dużo uczuć; oni mieli ich zbyt mało. Ona zgrzeszyła nadmierną miłością; oni zgrzeszyli jej brakiem. Nowi oprawcy zostali wezwani do Mojżeszowej dyspensy. Chrystus ogłosił, że tylko niewinni mają prawo, aby potępiać, a Ten, który był Samą Niewinnością, nie potępił jej, ponieważ pewnego dnia miał On umrzeć za nią i za wszystkich innych grzeszników.
Posłyszawszy Jego słowa, mili ludzie zaczęli spoglądać na siebie, aby zobaczyć, czy znalazłby się wśród nich człowiek wystarczająco odważny, który mógłby powiedzieć, że nie jest winien żadnego grzechu. Żaden z nich nie odszedł. Nasz Pan pochylił się raz jeszcze i pisał - i tym razem wierzymy, że zapisał grzechy wszystkich miłych ludzi - grzechy, które jeszcze nie wyszły na jaw. Gdy ujrzeli swe grzechy wystawione na widok publiczny, zaczęli odchodzić jeden po drugim, poczynając od najstarszego. Można sobie wyobrazić, jak nasz Pan spojrzał na jednego z nich Swoim głębokim, przenikliwym wzrokiem, który poprzedza sąd, a potem pisał w kurzu. Tym razem nie było wiatru, który mógł zdmuchnąć oskarżenia. Napisał: "Złodziej". Miły człowiek upuścił swój kamień i odszedł. Spoglądając na drugiego faryzeusza i czytając w jego duszy, nasz Pan napisał: "Morderca". Ten upuścił swój kamień i odszedł. Pozostał tylko jeden - najmłodszy i najbogatszy ze wszystkich. Wziął on już kamień z ręki swojego sąsiada i ważył go w dłoni, aby zobaczyć, czy jest on cięższy od kamienia, który przedtem trzymał, a potem oddał lżejszy kamień, aby rzucić cięższym w kobietę. Nasz Pan spojrzał mu w oczy, poznał jego grzech i napisał po raz trzeci: "Cudzołożnik". Ten szybko odrzucił swój kamień i uciekł.
W Świątyni pozostali tylko grzesznica i nasz Pan: miseria et misericordia; nędza i miłosierdzie, stworzenie godne pożałowania i współczucie. Zwracając się do niej słowem, którego użył raz w odniesieniu do Swojej Matki w Kanie i którego miał użyć raz jeszcze na Krzyżu, zapytał: "Niewiasto, gdzie są ci, którzy cię potępiają?". Odpowiedziała: "Nie ma ich tu, mój Panie". Odpowiedział: "I ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej."
Jedno z pięknych zdarzeń w Jego życiu dotyczyło miłych ludzi i okropnych ludzi. Zdarzyło się to po tym, jak nasz Zbawiciel spędził noc na modlitwie w Ogrodzie Oliwnym i przyszedł wczesnym rankiem do Świątyni z okazji wielkiego Święta Namiotów. Jest wielce prawdopodobne, że gdy w mieście gromadziły się dziesiątki tysięcy ludzi, w radości świętowania mógł zdarzyć się jeden lub drugi przypadek nadużycia lub rażącego pogwałcenia moralności.
W każdym razie, bardzo mili ludzie, skrybowie i Faryzeusze, znaleźli kobietę, którą przyłapali na akcie cudzołóstwa. Interesujące było, że przyłapali ją na tym akcie i nie byli tak bardzo poruszeni okropieństwem tego grzechu, jak chęcią złapania jej i schwytania naszego Pana w pułapkę własnych słów. Wyciągając ją z jej schronienia, przyprowadzili ją w święte otoczenie Świątyni, poddając tę obdartą, potarganą, przerażoną kobietę zimnej i lubieżnej ciekawości swoich złośliwych towarzyszy.
Oskarżenie przeciw tej kobiecie było sformułowane w taki sposób, aby raczej oskarżyć Jego, a nie ją, i aby stworzyć wrażenie, że pogwałcił On albo prawo Mojżesza, albo prawo Rzymian, którzy podbili ten kraj. Zaczęli mówić: "Prawo Mojżeszowe nakazuje, aby ukamienować tę kobietę. Co Ty na to?". Było to prawdą, że Prawo Mojżeszowe faktycznie nakazywało kamienowanie takich kobiet, gdyż tego rodzaju sugestie znaleźć można w Księdze Powtórzonego Prawa i w Księdze Kapłańskiej. Lecz prawo to było podówczas już tylko martwą literą. W praktyce mówili do naszego Pana: "Mówisz, że pochodzisz od Boga, że jesteś Synem Bożym. Prawo Mojżesza pochodzi od Boga. Jeśli pochodzisz od Boga i prawo Mojżesza pochodzi od Boga, wówczas nakaż, aby ta kobieta została ukamienowana. Skaż ją na śmierć".
Lecz była to tylko część ich sztuczki. Od kilku dziesięcioleci, od kiedy Rzymianie objęli panowanie w ich kraju, tylko rzymskie władze mogły posłać kogoś na śmierć. Gdyby zatem skazał tę kobietę na śmierć zachowując posłuszeństwo prawu Mojżesza, donieśliby na Niego do Poncjusza Piłata, który w zamian oskarżyłby go o pogwałcenie prawa Cezara.
W każdym razie myśleli, że go złapali w pułapkę. Gdyby ukamienował tę kobietę, byłby winien zdrady przeciw Cezarowi; gdyby wypuścił tę kobietę, byłby winien herezji przeciw Mojżeszowi. Był to rodzaj dylematu między sprawiedliwością i miłosierdziem. Gdyby potępił tę kobietę, nie byłby miłosierny, a On twierdził, że jest miłosierny. Gdyby ją wypuścił, nie byłby sprawiedliwy, a On utrzymywał, że jest sprawiedliwy.
W odpowiedzi na ten dylemat nasz Zbawiciel pochylił się do przodu i zaczął przesuwać Swym palcem po kurzu, który leżał na podłodze Świątyni. Jest to jedyny zarejestrowany przypadek w Jego życiu, w którym coś pisał. Co pisał? Nie wiemy, lecz wiemy, że dwa razy pochylił się do przodu i dwa razy pisał coś w kurzu. Możemy zgadywać, że za pierwszym razem zapisał w kurzu grzechy tej kobiety, a delikatny wiatr nagle się zerwał, aby zdmuchnąć to, co zostało napisane.
Gdy On pisał, oni nastawali ze swymi pytaniami: "Co powiesz o prawie Mojżeszowym?". On spojrzał na nich i dał im Swoją odpowiedź: "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem". Nie odwoływał on prawa Mojżeszowego. Domagał się powołania nowego składu sędziowskiego; pytał, czy kobieta ta mogła zostać należycie osądzona przez tych, którzy popełnili grzechy przeciwne jej grzechom. Było w niej zbyt dużo uczuć; oni mieli ich zbyt mało. Ona zgrzeszyła nadmierną miłością; oni zgrzeszyli jej brakiem. Nowi oprawcy zostali wezwani do Mojżeszowej dyspensy. Chrystus ogłosił, że tylko niewinni mają prawo, aby potępiać, a Ten, który był Samą Niewinnością, nie potępił jej, ponieważ pewnego dnia miał On umrzeć za nią i za wszystkich innych grzeszników.
Posłyszawszy Jego słowa, mili ludzie zaczęli spoglądać na siebie, aby zobaczyć, czy znalazłby się wśród nich człowiek wystarczająco odważny, który mógłby powiedzieć, że nie jest winien żadnego grzechu. Żaden z nich nie odszedł. Nasz Pan pochylił się raz jeszcze i pisał - i tym razem wierzymy, że zapisał grzechy wszystkich miłych ludzi - grzechy, które jeszcze nie wyszły na jaw. Gdy ujrzeli swe grzechy wystawione na widok publiczny, zaczęli odchodzić jeden po drugim, poczynając od najstarszego. Można sobie wyobrazić, jak nasz Pan spojrzał na jednego z nich Swoim głębokim, przenikliwym wzrokiem, który poprzedza sąd, a potem pisał w kurzu. Tym razem nie było wiatru, który mógł zdmuchnąć oskarżenia. Napisał: "Złodziej". Miły człowiek upuścił swój kamień i odszedł. Spoglądając na drugiego faryzeusza i czytając w jego duszy, nasz Pan napisał: "Morderca". Ten upuścił swój kamień i odszedł. Pozostał tylko jeden - najmłodszy i najbogatszy ze wszystkich. Wziął on już kamień z ręki swojego sąsiada i ważył go w dłoni, aby zobaczyć, czy jest on cięższy od kamienia, który przedtem trzymał, a potem oddał lżejszy kamień, aby rzucić cięższym w kobietę. Nasz Pan spojrzał mu w oczy, poznał jego grzech i napisał po raz trzeci: "Cudzołożnik". Ten szybko odrzucił swój kamień i uciekł.
W Świątyni pozostali tylko grzesznica i nasz Pan: miseria et misericordia; nędza i miłosierdzie, stworzenie godne pożałowania i współczucie. Zwracając się do niej słowem, którego użył raz w odniesieniu do Swojej Matki w Kanie i którego miał użyć raz jeszcze na Krzyżu, zapytał: "Niewiasto, gdzie są ci, którzy cię potępiają?". Odpowiedziała: "Nie ma ich tu, mój Panie". Odpowiedział: "I ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej."
Mili ludzie nie znajdują Boga, ponieważ wypierając się własnej winy, nie potrzebują oni Odkupiciela. Okropni ludzie, którzy są zmysłowi, zapalczywi, spaczeni, samotni, słabi, lecz którzy próbują stać się dobrymi, zdają sobie szybko sprawę, że potrzebują pomocy z zewnątrz, że sami sobie nie poradzą w dążeniu do dobra. Ich grzech tworzy pustkę. Od tego momentu, podobnie jak kobieta przyłapała na grzechu, istnieje wybór: "Chrystus albo nic".
Cóż za niespodzianki będą w dniu Sądu Ostatecznego, gdy okropni ludzie znajdą się w Królestwie Niebieskim: "Jawnogrzesznice i poborcy podatkowi wejdą do Królestwa Niebieskiego przed Skrybami i Faryzeuszami". Niespodzianka będzie trojaka: po pierwsze, zobaczymy tam wielu ludzi, których nigdy nie spodziewaliśmy się tam zobaczyć. O niektórych z nich powiemy: "Jak on tu wszedł? Chwała niech będzie Bogu, spójrzcie na nią!". Drugą niespodzianką będzie niespotkanie tam wielu miłych ludzi, których spodziewaliśmy się tam ujrzeć. Lecz niespodzianki te będą niczym w porównaniu z trzecią i największą niespodzianką ze wszystkich: tą niespodzianką będzie, że my tam będziemy.
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło:
"Life is Worth Living",1953r., str. 217-222.
Litania do Matki Bożej Dobrej Rady.
Kyrie
eleison! Chryste eleison! Kyrie eleison!
Chryste
usłysz nas!
Chryste
wysłuchaj nas!
Ojcze
z nieba, Boże - zmiłuj się nad nami!
Synu
Odkupicielu świata, Boże,
Duchu
Święty, Boże,
Święta
Trójco, Jedyny Boże,
Święta
Maryjo - módl się za nami!
Święta
Boża Rodzicielko,
Święta
Panno nad Pannami,
Matko
Dobrej Rady,
Córko
Ojca Przedwiecznego,
Matko
Syna Bożego,
Oblubienico
Ducha Świętego,
Przybytku
Trójcy Przenajświętszej,
Bramo
niebios,
Królowo
Aniołów,
Ozdobo
Proroków,
O
dobra Rado Apostołów,
O
dobra Rado Męczenników,
O
dobra Rado Wyznawców,
O
dobra Rado Panien,
O
dobra Rado wszystkich świętych,
O
dobra Rado uciśnionych,
O
dobra Rado wdów i sierot,
O
dobra Rado chorych,
O
dobra Rado strapionych i więźniów,
O
dobra Rado ubogich,
O
dobra Rado we wszelkich potrzebach,
O
dobra Rado we wszelkich niebezpieczeństwach,
O
dobra Rado w pokusach,
O
dobra Rado nawracających się grzeszników,
O
dobra Rado konających,
We
wszelkich sprawach i potrzebach - użycz nam dobrej rady!
We
wszelkich wątpliwościach i zamieszaniach,
We
wszelkich smutkach i przeciwnościach,
We
wszelkich niebezpieczeństwach i nieszczęściach,
We
wszelkich niedostatkach,
We
wszelkich krzyżach i dolegliwościach,
We
wszelkich pokusach i natarczywościach,
W
prześladowaniu i oczernianiu nas,
W
każdej wyrządzonej nam krzywdzie,
We
wszelkich niebezpieczeństwach duszy i ciała,
We
wszelkich potrzebach,
W
godzinę śmierci,
Maryjo,
Matko Dobrej Rady,
Baranku
Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść
nam Panie!
Baranku
Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj
nas Panie!
Baranku
Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj
się nad nami!
K.:
Módl się za nami, o Matko Dobrej Rady.
W.: Abyśmy
się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
Módlmy
się.
O
Boże! Dawco wszelkich dobrych i doskonałych darów! Daj nam
wszystkim, którzy się do Maryi uciekamy, abyśmy z Jej
macierzyńskiej ręki mogli otrzymać dobrą radę, pomoc i wsparcie
w naszej biedzie, wątpliwościach i potrzebach przez Jezusa
Chrystusa, Syna Twego. Amen.
Subskrybuj:
Posty (Atom)